Nie lubię biegać. Czy na pewno?

0
1093

Praktycznie od zawsze amatorsko uprawiałem jakiś sport i żyłem aktywnie. W dzieciństwie była to oczywiście piłka nożna i całe popołudnia spędzane na prowizorycznych boiskach. W czasach szkoły średniej i studiów królowała koszykówka. Grywaliśmy z kumplami w kosza praktycznie wszędzie. Na przerwach w szkole, na lekcjach WF, zostawaliśmy na szkolnej hali po lekcjach dzięki uprzejmości naszego wuefisty, na asfaltowych boiskach w weekendy i popołudniami. Z tych czasów mam kilka kontuzji które niestety do dziś dają się trochę we znaki. Nieodpowiednie obuwie, zła nawierzchnia boisk, niedoleczone urazy spowodowały, że mój staw skokowy, kolano i piszczele odczuwają uroki koszykówki (streetballa) do dzisiaj. Później nastał czas siatkówki. Gra dużo bardziej techniczna, ale mniej kontaktowa, znowu wciągnęła mnie dosyć mocno. To już moment gdy pracowałem, więc czas spędzony na parkiecie ograniczał się do 2-3 godzin tygodniowo.
Niestety okazała się z wiekiem coraz trudniej było zorganizować ekipę do uprawiania sportów zespołowych. Do kosza czy siatkówki potrzeba co najmniej 8-10 chętnych. Zebranie takiej ilości znajomych w miejscu i porze odpowiadającej wszystkim stawało się coraz trudniejsze. Obowiązki domowe, praca, dzieci – tak, stawaliśmy się wszyscy coraz starsi, mieliśmy coraz mniej wolnego czasu, kontuzje były coraz częstsze – ekipa powoli się wykruszała. W pewnym momencie niestety moje ulubione sporty zespołowe odeszły więc na dalszy plan, a ostatecznie w niepamięć.
Będąc już dobrze po trzydziestce, trochę zgnuśniałem i zastałem. Jasne, nadal wsiadałem od czasu do czasu na rower, jeździłem regularnie w góry, dosyć często pływałem na basenie. Ale kondycja i forma siadała a masy przybywało.
Wtedy też postanowiłem, że tak być nie może. Został mi przecież jeszcze jeden sport który ma same zalety. Bieganie. Nie wymaga nakładów finansowych, specjalistycznego sprzętu, skrzykiwania ekipy, wynajmowania sali. Z punktu widzenia dostępności ideał. Był tylko jeden problem. Nigdy nie lubiłem biegać. Ponieważ jednak przytrafiły mi się pewne kłopoty zdrowotne i lekarz stanowczo zalecił regularny wysiłek fizyczny, zebrałem się w sobie i rozpocząłem treningi. Było to 9 miesięcy temu. Od tego czasu przebiegłem ponad 500 km, wystartowałem w zawodach na 10 km, wkręciłem się w cykl treningowy i wreszcie rozumiem, dlaczego większość biegaczy mówi, że bieganie uzależnia. Chyba też już jestem uzależniony.
Moja rada dla wszystkich chcących zacząć biegać. Podstawa to regularność i cel. Znajdźcie w sieci plan treningowy dla początkujących i do dzieła! Musicie mieć cel, bo takie sobie wyjście aby potruchtać, gdy właśnie najdzie nas ochota, może nie przynosić rezultatów. U mnie nie przyniosło. Kilka razu zaczynałem, ale szybko się zniechęcałem. Gdy jednak przy realizacji założonego planu, jednoznacznie zauważałem poprawę kondycji, wydolności i ogólnego dobrego samopoczucia, nie potrzebowałem więcej. Dodatkowo motywował mnie termin nadchodzących zawodów w których zadeklarowałem udział. Wpisałem się na listę startową, opłaciłem wpisowe, poinformowałem i zaprosiłem do kibicowania rodzinę i znajomych. Dzięki temu, nawet przez myśl nie przeszło mi aby się wycofać i zrezygnować. Zawody za mną, w planach kolejne, a treningi tak weszły mi w krew, że nie jestem w stanie już wyobrazić sobie życia bez biegania!

http://www.atvn.pl/