Pieniędzy nigdy nie za dużo. A chleb bez kiełbasy w zęby kłuje, jak mawiali nasi dziadkowie. Kłuje czy nie, sam wiesz najlepiej, szczególnie jeśli należysz do tych, których miesięczna wypłata nie przyprawia o zawrót głowy. Jeśli już to o zawrót na tle nerwowym, a nie z nadmiaru możliwości. Bywa, że do końca miesiąca na koncie bardzo niewiele. Albo bardzo chcesz na coś zaoszczędzić i postanawiasz ukrócić wydatki. Drastycznie.
Wszystko dla ludzi, jak to się mówi. Wiadomo, w sytuacji kryzysowej najłatwiejszej oszczędzać na… jedzeniu. Słynny makaron z sosem pomidorowym uratował życie już niejednemu. Moja babcia w takiej sytuacji zapowiadała, że dziś na obiad będzie zupa z kloca. Przepis był prosty. Umyty kloc z drewna, wielkości mieszczącej się do garnka, wkładamy do osolonej wrzącej wody. Podgotowujemy chwilę, potem dorzucamy ziemniaki i marchewkę pokrojone w zgrabną kostkę, przyprawy i kawałek mięsa, jeśli takim dysponujemy. Lub szklankę gęstego bulionu. Zaprawiamy mąką i śmietaną, posypujemy pietruszką… Zupa z kloca gotowa. Pycha.
Żarty żartami, ale w sytuacji, gdy na zakupy możemy poświęcić tylko niewielki ułamek cennych zasobów, faktycznie warto nauczyć się jak zrobić coś z niczego. O mięsie w takiej sytuacji raczej możemy zapomnieć, ale ziemniaczki smażone z cebulką i kefirem uradują nawet największego smakosza. Niedrogą potrawą będą wspomniane makarony z dodatkiem czegokolwiek – resztek wędzonej makreli z kolacji, urozmaiconej groszkiem z puszki albo pesto z natki pietruszki i prażonych ziaren słonecznika – przysłowiowe „niebo w gębie”. Tani jest również ryż z prażonką ze swojskich jabłek. Jabłek z przydomowego sadu sąsiada, dodajmy. I jeszcze nieśmiertelne naleśniki. Z jabłuszkiem też są dobre. Albo z pastą twarogu. Pomysłowość będzie tu dosłownie na wagę złota.
Najważniejsze jednak, aby w sytuacji awaryjnej nie tracić fantazji i dobrego humoru. I nie zamartwiać się przejściowymi trudnościami. „Koń ma wielki łeb, to niech myśli” – mawiała zwykle babcia w złych czasach. I tego się trzymajmy.